TEST: Tamburo Unika
Zaskakujący pod wieloma względami, a po bliższym zapoznaniu budzący coraz większe emocje! Autor: Paweł Ostrowski • 7 września 2018

Tamburo to włoski producent, który kojarzy nam się główne z bębnami budowanymi z klepek. Ręcznie wytwarzany, klepkowy zestaw Opera doczekał się już testów na naszym lokalnym rynku. Tym razem jednak trafiła nam się nowa perełka od Tamburo - zestaw najnowszej serii Unika.
Zestaw ten, według zapewnień producenta - charakteryzuje się wyjątkowym brzmieniem, a dzięki zastosowanym technologiom jest też odporny na wilgoć. Zachęcam do zapoznania się z moimi wrażeniami z użytkowania zestawu Unika, podpierając się tym, co najistotniejsze, czyli brzmieniem instrumentu.
Instrument przyjechał do mnie kilka tygodni temu. Zawarty w trzech zaledwie paczkach, w dodatku dziwnie lekkich... To jednak był dopiero początek niespodzianek, później było coraz ciekawiej.
Zobacz unboxing Tamburo Unika
Estetyka
Zestaw jest bardzo precyzyjnie wykonany, z dbałością o detale, prezentuje się bardzo efektownie. Pięknie uwidoczniona struktura drewna polakierowana jest na wysoki połysk. Pod względem wizualnym nie ma się do czego przyczepić.
Charakterystyczna dla Tamburo grafika na froncie.
Producent zadbał też o jakość osprzętu w postaci: lugów, obręczy mocujących tomy, nóżek floor toma, a także detali w postaci pięknie prezentujących się śrub motylkowych przy zawieszeniu tomów i nogach bębna basowego. Starannie wykonane, drewniane obręcze centralki również cieszą oko. Krótko mówiąc - to, co widzimy, daje poczucie instrumentu customowego, celującego w target z najwyższej półki, kojarząc nieco zestaw wizualnie z designem amerykańskich bębnów produkowanych customowo w niewielkich manufakturach.
Niepozorny kolor wykończenia mocno wyróżnia się na tle innych instrumentów.
Precyzyjny i prosty ale wygodny mechanizm sprężyn zasługuje na pochwałę.
Kształt śrub motylkowych znany już z modelu Opera.
Budowa
Instrumenty zbudowane są z bardzo cienkich korpusów, co od razu dało się poczuć, biorąc którykolwiek w ręce - ich niewielka waga mocno zaskakuje, a na dłuższą metę bywa zbawienna, odciążając nasze mięśnie podczas transportu gratów. Korpusy instrumentów wykonane są z pięciowarstwowej sklejki o łącznej grubości 4 mm (producent nie podaje konkretnie z jakich gatunków drewna wykonany jest korpus, wiemy tylko że z "różnych"). Zastosowanie odpowiednich technologii ("THE HPL" Patent) pozwoliło uzyskać tak niewielkiej grubości korpus we wszystkich elementach zestawu - cienki, ale jak się okazuje, wytrzymały. Tak znikoma grubość samego korpusu przekłada się oczywiście nie tylko na wagę, ale także na brzmienie, o czym opowiem w dalszej części tego testu.
Rozmiary instrumentów wchodzących w skład zestawu:
- 14 x 6.5" - werbel
- 10 x 8" i 12 x 8" - tomy
- 14 x 12" - floor tom
- 20 x 14" - bęben basowy
Wnętrze bębnów polakierowane w kolorze szarym na wysoki połysk. Sposób wykonania wnętrza korpusów też nie pozostawia żadnych wątpliwości.
W środku równie gładkie i błyszczące, co na zewnątrz.
Starannie ułożone warstwy sklejki, idealnie przycięte i wyprofilowane na brzegach, zapewniają odpowiednio szczelny kontakt naciągu z drewnem, także dzięki odpowiedniej konstrukcji lugom, zapewniających doskonałą przyczepność korpusu do naciągów (THE "ST" LUG Patent). Jedyną "przypadłością" wizualną, jaką zauważyłem grzebiąc w środku bębna, jest delikatna tendencja do odklejania się naklejek umieszczonych wewnątrz korpusów.
Jak to w życiu... czasem się coś odklei.
Brzmienie
Producent zaopatrzył zestaw w naciągi Evans:
- Evans G1 coated: werbel (góra), tomy (góra i dół), floor tom (góra i dół)
- Evans Snare Side 300 - werbel (rezonansowy)
- Evans Emad Clear (tył)
- Evans Emad Resonant (przód)
Evans G1 założono po obu stronach tomów, prawdopodobnie ze względu na cienkiej grubości korpus, zapewniający czułą i szybką reakcję drewna, przenoszoną na membrany. Z pewnością będę sprawdzać instrument jeszcze na innych naciągach - grubszych (podwójnych), clear, coated i z cieńszymi rezonansami (tomy), jednak bębny okazały się na tyle bogate brzmieniowo, że ograniczyłem się do wykorzystania w teście jedynie naciągów fabrycznych. A teraz najważniejsze, czyli wrażenia dźwiękowe...
Bębny wykazują dużą "chęć współpracy", bardzo korzystnie reagując na szeroki zakres dynamiczny. Brzmieniowo są bardzo spójne - wszystkie elementy zestawu grają świetnie razem ze sobą, pasują do siebie na poziomie dźwiękowym i głośnościowym. Do tego są wyrównane względem siebie (trudno doszukać się gorzej brzmiącego instrumentu w zestawie, co jest jednak dość typowe w przypadku wielu instrumentów, także z wysokich półek).
Perkusja zachowuje się bardzo ciekawie pod względem brzmieniowo-dynamicznym, wykazując dźwiękową "liniowość", tzn. już w cichej dynamice instrument brzmi pełnym dźwiękiem, z wyraźnie słyszalnymi tonami, bez spotykanego często efektu "grania naciągu" (czyli grając cicho słyszymy brzmienie naciągu a nie korpusu, dopiero głośniejsze granie ukazuje charakter i brzmienie samego bębna).
W tym wypadku już najlżejsze uderzenia emitują konkretne dźwięki, które w miarę wzrastania głośności zwiększają swój zakres brzmieniowy i siłę wyrazu. Pomimo wysokiej czułości, w cichym zakresie dynamicznym, instrumenty świetnie radzą sobie w głośniejszej muzyce, nie zapychając się w mocniejszym graniu, brzmią soczyście i głęboko. Brzmienie zestawu można określić jako ciepłe, okrągłe, mocno melodyjne, bez zbędnych przydźwięków.
Tomy brzmią klarownie i - co ciekawe - na tyle donośnie i głęboko, że uderzone nieco dalej od środka naciągu także brzmią w swoim głównym zakresie częstotliwości, a nie jak często bywa - emitują niezbyt przyjemne alikwoty. Stopa nie oszałamia swym rozmiarem, ale mimo to jest czytelna, miękka i bardzo szybka jeśli chodzi o atak, również bardzo czuła dynamicznie - nawet lekko zagrana jest wyraźnie wyczuwalna. Uderzona bez przytrzymania młotka na membranie (nie tłumiona) zadziwia swoim potężnym dołem!
Werbel również miło zaskakuje. Głębokość 6,5 cala robi robotę. Nie brakuje dołu, instrument brzmi bardzo mięsiście, głęboko, a przy tym jest czuły na dynamikę i artykulację. Sprężyny bardzo dobrze reagują na każde uderzenie, więc reakcja sprężyn jest natychmiastowa. Jedynym potencjalnym minusem, jaki zauważyłem w trakcie mocnego grania półtorej godzinnego koncertu rockowego, było wykręcenie się jednej dolnej śruby naciągu rezonansowego werbla, co jednak nie zdarzyło mi się do tej pory w przypadku grania na "normalnym" poziomie dynamicznym.
Posłuchajmy zestawu w średnim zakresie strojenia:
A teraz wysoki strój zestawu:
I wreszcie nisko:
A tak instrument brzmi w warunkach koncertowych (Stan Borys z zespołem Imię Jego 44 "Litania"):
Podsumowanie
Unika zaskakuje pod wieloma względami, a bliższe zapoznanie z instrumentem budzi coraz większe emocje, tak więc fani filmów Alfreda Hitchocka z pewnością będą zachwyceni narastającym rozwojem akcji. Po pierwsze - bardzo okazały wygląd - ten instrument jest po prostu piękny. Starannie wykonany i prawdopodobnie trwały, sprawdzian solidności zdał na 5+.
Druga niewątpliwa zaleta to budowa zestawu i wynikająca z niej niewielka waga instrumentów. Oczywiście za tym idzie też najcenniejsza dla nas cnota, czyli brzmienie. Stosunkowo płytkie tomy i stopa brzmią zaskakująco potężnie, głębszy za to werbel i floor tom potrafią zaryczeć równie donośnie, dając spory zapas mocy. Po raz kolejny przekonałem się o tym, że trzeba wykazywać czujność, bo "za zakrętem" czyhają na nas niespodzianki, a świat pełen jest wspaniałych instrumentów, o których pojęcia nawet nie mamy, jak w przypadku zestawu Tamburo Unika.
Pozostało we mnie jeszcze pewne uprzedzenie, wynikające z legendarnej awaryjności niektórych włoskich aut z wyższej półki, jednak przy tak prostej i solidnej konstrukcji instrumentów - myślę, że nie ma tu się co zepsuć ani zużyć. Być może więc zestaw Unika lepiej jest porównać do włoskiego wina, które jak wiadomo, z wiekiem nabiera jeszcze większej szlachetności.