Firma RTOM, znana bliżej perkusistom z produkcji żelków do tłumienia MOONGEL, wypuściła na rynek kolejny swój produkt wyciszający bębny, tym razem aż o 80% głośności - pady tłumiące o wdzięcznej nazwie... Black Hole.
Zaciekawiony nowy wynalazkiem - i to za całkiem niemałe pieniądze - ruszyłem ochoczo przetestować te cuda, na ile tylko udało mi się odnaleźć w sobie ochotę wcześnie rano, w pierwszy jesienny poniedziałek tego roku...
Zaprzeczając całkowicie prawom marketingu, zacznę od ceny. Prawie dwa tysiące złotych za zestaw tłumików na bębny w rozmiarach: 22, 10, 12, 16, 14 to niemały pieniądz. Za niewiele więcej kupimy całkiem przyzwoity zestaw kompaktowy, jeśli nie z hardwarem to przynajmniej solidny shellset z dolnej półki. No ale skoro cena jest niemała to tłumiki muszą mieć w sobie coś więcej, pomyślałem.
Zaczęło się niepozornie, ale całkiem apetycznie. Tłumiki dostarczono w kartonach jak od pizzy. Sprzęt jeszcze "ciepły" wyjęliśmy z pudełek i nie tracąc swego życia na zapoznawanie się z dołączoną instrukcją obsługi, zaczęliśmy - z pomocą nieco szerszego w barach kolegi - nakładać gumowe obręcze tłumików na naciągi bębnów akustycznych.
Zabawa typu "załóż gumę na instrument".
Będąc zwolennikiem braku ingerencji w brzmienie bębnów akustycznych, podszedłem sceptycznie do tłumiącego wynalazku. Tym bardziej jako człowiek z natury uczulony na siateczkowe naciągi, co to pozwalają ładować w bęben ile wlezie, ale bez ryzyka wydobycia jakiegokolwiek dźwięku.
Najgorsze jest to, że to bezszelestne udogodnienie wobec sąsiadów, nam muzykom odbiera jakąkolwiek przyjemność z grania. To jakby próbować pływać w basenie bez wody, albo pisać wypisanym długopisem. Skoro już uderzamy to chcemy wydobywać dźwięk, a takie "cichobiegi" są jedynie kolejną dyscypliną sportu aerobowego. No ale wróćmy do naszych tłumików...
Na całe szczęście zamysł producenta był inny. Gdyby chodziło o całkowite wygłuszenie, użyto by poprostu siateczkowych naciągów, klasycznie zakładanych na korpus bębna. W tym wypadku sprzęt wycisza mocno instrumenty, ale nie pozbawia ich zupełnie swojego soundu. Do testu użyłem tłumików w rozmiarach: 10, 12, 16 (tomy), 22 (stopa) i 14 (werbel).
Sposób użycia
Zasada działania jest bardzo prosta - nakładamy na obręcz bębna odpowiednio skonstruowany naciąg siateczkowy, osadzony w ciasno wyprofilowanej gumowej obręczy, dzięki której naciąg tłumiący szczelnie przylega do obręczy bębna. Ten bliski kontakt górnego naciągu przenosi drgania emitowane w wyniku uderzania na obręcz, a z niej na korpus, co powoduje, że słyszymy brzmienie instrumentu, ale wyciszone o kilkadziesiąt procent (jeśli wierzyć zapewnieniom producenta to o 80%).
Naciąg bębna basowego wyposażono w haczyki i gumowe linki, zapewniające stabilność konstrukcji, tak jak tzw. śledzie wbite w ziemię, gdy rozbijamy wakacyjny namiot...
Dobrym udogodnieniem jest dołączony do każdego naciągu kluczyk, za pomocą którego możemy wyregulować naprężenie uderzanej siatki, a więc ustawić swój optymalny stopień odbicia.
Przejdźmy do testu
Pierwsze wrażenie było dość negatywne. Uderzamy z całej siły w założone tłumiki, a one ledwo wydają dźwięki bębnów, na które je założono.
W miarę jak uszy przyzwyczajały się do skompresowanego brzmienia, instrument stawał się już bardziej "muzyczny" w odbiorze. Werbel, tomy i stopa nie brzmiały już swoją naturalną mocą, trudno też było uraczyć głębokiego rezonansu, ale coś za coś - miało wyciszać, ale nie ściszyć całkowicie, więc pod tym względem sprzęt podołał swojej roli.
Osobiście żałuję, że nie udało się zrobić bardziej "aktywnych" obręczy, z których też można byłoby wydobyć dźwięk rimshota. Po paru chwilach obcowania z tymi brutalnymi ściszaczami, dostrzegłem kilka całkiem przyjaznych zalet, ale zanim napiszę o nich, jeszcze jedna uwaga krytyczna. Najlepiej zilustruje ją to nagranie video...
Używając normalnych talerzy, bębny zabrzmią karykaturalnie cicho, jeśli równie mocno gramy na wytłumionych bębnach i nie wytłumionych talerzach. Możemy oczywiście starać się ciszej uderzać w blachy, co poprawi nieco efekt spójności brzmienia w relacji: bębny + talerze.
Byłem też ciekaw jak naprężenie oryginalnych naciągów na bębnach wpłynie na brzmienie naszych tłumików (i czy wpłynie). Okazało się, że naciąg ma spory wpływ na brzmienie końcowe, co ilustruje poniższe video, w którym "ręcznie" podciągałem strój dolnych naciągów.
I na koniec testu praktycznego, mała próbka dźwięku nagrana rejestratorem audio...
Tego typu akcesoria z pewnością warto byłoby poddać bardziej wnikliwym testom. Parę chwil spędzonych ze sprzętem, w dodatku w przestrzeni sklepowej, z pewnością nie dadzą pełnego obrazu użyteczności opisywanego urządzenia.
Wrażenia z testu i wnioski
Na pojawiające się gadżety i osprzęt warto patrzeć zawsze z dwóch perspektyw:
- Wartość muzyczna - z punktu widzenia własnego doświadczenia muzyka-perkusisty.
- Wartość użytkowa - praktyczne wykorzystanie i ewentualne korzyści.
Jeśli któryś z tych punktów nie domaga, ten drugi powinien nadrobić te braki. W przeciwnym razie szkoda naszych pieniędzy i czasu...
Moje subiektywne wnioski płynące z użytkowania tłumików Black Hole:
Minusy:
- Mocno inwazyjne wycięcie pasma brzmienia oraz dynamiki instrumentu (-)
- Mniejsze możliwości artykulacyjne, np. w zależności od miejsca uderzenia w bęben (-)
- Nieco inne od realnego odbicie pałki - być może do wyregulowania? (- / +)
- Spory koszt, biorąc pod uwagę prostotę urządzenia (-)
- Brak rozmiaru 8'' - gdy ktoś używa tomu o tej średnicy (-)
- Nierówne proporcje głośności, używając klasycznych talerzy - chyba że użyjemy wersji silent (-)
Plusy:
- Skutecznie zmniejszają głośność bębnów, nie pozbawiając ich całkowicie soundu (+)
- Spore możliwości regulacji naprężenia naciągów (+)
- Stabilny system mocowania naciągów na obręczach bębnów (+)
- Łatwość montażu oraz demontażu tłumików - wystarczy "założyć gumę na instrument" (+)
- Solidna i raczej wytrzymała konstrukcja (+)
- Idealne do grania w mieszkaniu, bez obaw o sąsiadów, a jednocześnie dające odrobinę brzmienia (+)
- Możliwość podpięcia triggerów, a co za tym idzie rozbudowania brzmienia (+)
- Pozwalają wyrobić większą siłę uderzenia - naturalny nawyk mocnego werbla, stopy i tomów (+)
- Użycie nie wytłumionych talerzy nauczy nas grania na blachach ciszej niż na bębnach, gdy już zdejmiemy tłumiki (+)
- Możliwość zakupu tłumików w zestawie i pojedynczo (+)
- Brak problemu zużywających się naciągów i niszczących się pałek podczas treningu (+)
Podsumowanie
Myślę, że testowane tłumiki znajdą liczną rzeszę zwolenników, głównie takich którzy borykają się z problemem nadmiernego hałasu swoich instrumentów, a jednocześnie nie chcą rezygnować z uroków bębnów akustycznych.
Na pewno będą też tacy, dla których inwestycja jest zbyt duża, a przyjemność muzykowania mocno wątpliwa. Żadna z tych skrajności nie powinna jednak nikogo dziwić, bo jak doskonale wiemy - gdzie dwóch Polaków, tam trzy różne opinie.
Zachęcam do samodzielnego wypróbowania sprzętu...
Do testu dostarczył: