- Świetnie wyposażony
- Solidnie wykonany
- Wygodny w użytkowaniu
- Brakuje otwieracza do butelek i korkociągu ;)
Rzadko się zdarza, żeby wnikliwie oceniać drobne akcesoria, co by nie powiedzieć - gadżety. Z reguły testujemy instrumenty, hardware, pałki, czy naciągi, bo dają nam rozmaite odczucia muzyczno-estetyczne, natomiast taki drobiazg, jak kluczyk do bębnów, wydaje się bytem zero-jedynkowym: jest lub go nie ma, działa lub nie działa.
Z większym zaciekawieniem śledzimy nowinki techniczne - klucze dynamometryczne i coraz nowsze technologie ułatwiające nam życie. Tylko czekać na kolejne innowacje - może bębny, które same za nas zagrają? Skoro mamy już urządzenia do precyzyjnego strojenia, bez potrzeby używania zmysłu własnego słuchu… to czemu nie chcą zagrać?
Jako trzeźwo myślący tradycjonalista, jestem raczej zwolennikiem upraszczania i kompromisu. Tworzenie na siłę nowej jakości i mnożenie bytów ponad potrzebę sprawdza się na pewno, ale w świecie marketingu. Z drugiej strony, bez ciągłego ulepszania nie byłoby postępu, dlatego warto być otwartym na to, co nowe i ewentualnie lepsze. I tu pojawia się mały dylemat - jak ocenić tę lepszość, skoro czasem trzeba się do niej przyzwyczaić?
Na pewno należy namacalnie spróbować tego nowego - dajmy sobie trochę czasu, żeby sprawdzić użyteczność i nową jakość. Później wróćmy do starego i poczujemy różnicę. Sprawdzało mi się to od lat - niezależnie, czy wchodziłem w posiadanie nowych bębnów, jakiejś blachy, auta, czy... żony. Okres próbny może oczywiście okazać się ryzykowny, gdy po nim stwierdzamy, że to co stare, już po prostu działa jak należy.
No dobrze, ale przejdźmy do narzędzia TMT9 Multi Tool, w które uposażyła mnie TAMA. Po pewnym czasie użytkowania miałem już pewne odczucia i mogłem określić kryteria praktycznej użyteczności tej drobnej zabawki.
Design
Zgrabny, smukły, o muskularnych rysach i sportowej sylwetce... jak to się dziś czasem mawia, wskazując na niewielki miejski samochód o pojemności silnika nieco ponad litr... Wrażenia estetyczne to sprawa subiektywna, ale z pewnością nie ma się do czego przyczepić - narzędzie wygląda bardzo porządnie, odrobinę tajemniczo, ale i klasycznie "scyzorykowo". Z pozoru nic nie jest w stanie nas zaskoczyć...
Użyteczność
To, co praktycznie najważniejsze to łatwość strojenia i kręcenia śrubami. MultiTool posiada dwie niezależne końcówki zakończone w sposób standardowy, co jest pewnym praktycznym ułatwieniem.
Szybko przyzwyczajamy się do trybu "korkociągu". Szersza powierzchnia obracania kluczem daje zadziwiającą łatwość i szybkość obrotu śruby, zdaje się też dawać lepsze wyczucie w rękach podczas kręcenia.
Z drugiej strony, mamy łatwość dojścia w miejsca trudno dostępne, jak np. dolny naciąg stopy, a jest to często problem, bo stopa lubi się rozstrajać właśnie w tym paskudnym miejscu - na samym dole. Nie musimy wreszcie unosić do góry całego bębna, by móc wykonać kilka obrotów kluczykiem.
Wielofunkcyjność
Producent zaopatrzył nas także w narzędzia dodatkowe. Przydatność imbusów to sprawa oczywista. Mamy tutaj rozmiary 2, 2.5, 3, 4 i 5 milimetrowe. Praktycznym dodatkiem jest śrubokręt krzyżakowy Phillipsa (jak podają w instrukcji). Inny rodzaj powłoki sugeruje, że jest utwardzany.
W środku znajdziemy też klucz z nakładką sześciokątną - gdzie spotkamy taką śrubę i czy akurat takich rozmiarów? Tego przyznam się - nie wiem... Być może są instrumenty zaopatrzone w takie śruby montażowe i jeszcze mi o tym nie wiadomo?
Zupełnym zaskoczeniem jest plastikowe wgłębienie w rączce urządzenia, przy pomocy którego bez trudu odkręcimy najmocniej zakręcony motylek statywu.
Nie musimy już używać starej metody, być może też nie wszystkim znanej, gdy ręce okażą się być za słabe by poruszyć śrubę.
Ale czy rzeczywiście zawsze się uda? Sprawdźmy...
I oto gorzkie rozczarowanie. Okazuje się, że niektórzy producenci hardware, z Yamahą włącznie, okazali się być bardziej sprytni niż MultiTool i nie pozwolili na to, aby ich motylki obracane były przez konkurencyjną Tamę.
Trwałość mechaniczna
Krzyżakowy śrubokręt sprawia wrażenie wytrzymałego. Trudno o lepszy test wytrzymałości niż naprawy samochodowe lub meble z Ikei. Po kilkukrotnym użytkowaniu w warunkach bardziej ekstremalnych, główka śrubokręta nie ucierpiała w żaden sposób, poza zarysowaniami jego czarnej powierzchni zewnętrznej.
Próbie poddałem też imbusy, nauczony różną ich trwałością. Mocne drylowanie okazało się być dość skuteczne. Większe rozmiary kluczy nie ucierpiały w ogóle. Jak wiemy z praktyki, mniejszy klucz bardziej narażony jest na uszczerbek, a zapieczony gwint w mechanizmie stopy jedynie odrobinę uszczerbił mniejszy z imbusów. Przy na tyle dużej sile kręcenia, większość znanych mi jednak tanich imbusów totalnie by się poukręcało, więc wytrzymałość okazała się całkiem solidna.
Wygoda użytkowania
Trzeba przyznać, że manualnie sprzęt spisuje się nieźle. Jest nie za duży i nie za mały, wygodnie leży w dłoni, co ma jednak znaczenie chociażby podczas długotrwałego dokręcania śrub. Urządzenie jest do tego całkiem lekkie, więc nie musimy się obawiać urazów nadgarstka wykonując skomplikowane operacje w jedną, czy w drugą stronę zegara...
Czego brakuje?
Gdybym miał ocenić sprzęt pod kątem maksymalnej użyteczności, z pewnością oczekiwałbym jeszcze kawałka jakiegoś scyzoryka. Nierzadko się zdarza, w studio czy na scenie, że trzeba coś podkleić i dociąć, a obecność noża byłaby uzasadniona.
Jeśli już potraktować muzyka-perkusistę kompleksowo, jest to najcięższą zbrodnią, że nie dołączono... otwieracza do butelek, a także korkociągu! Być może nie było już miejsca na tak przydatne niezbędniki, no ale okej... wybaczamy warunkowo te braki produkcyjne.
Z drugiej strony odczuwam sporą ulgę, gdy biorę w dłonie narzędzie, typu smart i wiem że nie wyczerpie mu się zaraz bateria, czy nie zadziała z powodu braku internetu. Takie offline’owe zabawki to gadżety dla prawdziwych facetów, tak jak scyzoryk, czy analogowy kompas podróżnika.
Zaleta albo wada
Zestaw narzędzi nie należy do najmniejszych, całkowicie kieszonkowych. Producent trochę przesadził montując w urządzeniu brelok do kluczy, bo gdyby MultiTool miał być kolejnym dodatkiem do pęku moich kluczy to dla równowagi musiałbym w drugiej ręce nosić chyba góralską ciupagę...
Z drugiej strony ciężko będzie zgubić klucze, a sam osobiście walczę z ciągłą przypadłością gubienia kluczyka perkusyjnego, co zdarza mi się regularnie. Tego typu urządzenie jest na tyle pokaźne, że wymaga już osobnego, stałego miejsca w secie naszego instrumentarium (małą kotwiczką możemy z powodzeniem przytwierdzić je do futerału pałek).
Podsumowanie
Pamiętam swój pierwszy szkolny wyjazd do Włoch. Oprócz kilku zdjęć - zrobionych jeszcze w technologii analogowej - przywiozłem kilka okazałych pamiątek. Największym skarbem ze świętej ziemi był oczywiście scyzoryk sprężynowy i o ile pamiątki z Asyżu dawno gdzieś już diabli wzięli, o tyle ów scyzoryk do dziś dumnie się prezentuje w moim świętym skarbcu zabawek z dzieciństwa.
Tak sobie myślę, że MultiTool, choć trochę podobny do mojej pamiątki, nie wywołuje we mnie aż takich wrażeń jak scyzoryk z czasów podstawówki, no ale w obliczu moich obecnych zainteresowań okaże się z pewnością dużo bardziej przydatny!