TEST: Turkish Cymbals Apex
To zdecydowanie świetne talerze, polubiłem je bardzo. Czy mogę je polecić? Muszę! Autor: Artur Lutyński • 13 lipca 2017Są w życiu takie chwile, podczas których robi się naprawdę przyjemnie. Muszę powiedzieć, że moment, w którym dowiedziałem się, że mam przeprowadzić test blach Turkish Cymbals, był właśnie taką chwilą. Zapytacie dlaczego?
Otóż dlatego, że z blachami Turkish Cymbals jestem związany emocjonalnie od lat. Nie chwaląc się, przyczyniłem się do wprowadzenia ich na polski rynek oraz do propagacji informacji o nich wśród polskich perkusistów. W końcu prowadziłem przez dobrych kilka lat dystrybucję właśnie tych blach. Nie dość tego, gram na turkishach codziennie i chwalę sobie te blachy bardzo mocno. Pomyślicie sobie, eeee koleś jest kupiony, nic ciekawego w tym teście nie napisze, nie będzie obiektywny. Otóż nie! Dołożę wszelkich starań, by jak zwykle podejść do zagadnienia bardzo rzetelnie i bezstronnie opisać wady i zalety testowanych talerzy. Tym bardziej, że obecnym dystrybutorem nie jestem ja, tylko firma Drumstore z Gdyni.
APEX, to jedna z najnowszych serii talerzy produkowanych przez tureckiego producenta TURKISH CYMBALS. Jej wykończenie przywodzi silne skojarzenia z serią talerzy K Custom Hybrid światowego potentata - firmy Zildjian. Bynajmniej nie jest to zrzynka z całkiem dobrze sprzedających się blach producenta zza wielkiej wody. Śmiem raczej twierdzić, że to zbieg okoliczności, gdyż na podobieństwach wizualnych kończą się analogie. Ale skoro jesteśmy już przy kwestii wyglądu, to należy nadmienić, że seria APEX to hybryda blachy w połowie polerowanej z drugą połową o wykończeniu klasycznym. Dla oka - bajka!
Turkish postawił sobie za cel stworzenie blach wchodzących w istniejącą rodzinę talerzy rockowych. I tak seria APEX powiększyła istniejące już od lat serie Rock Beat, Rock Beat Raw, Classicdark, Rawdark, Euphonic, Xanthos-cast.
Znając blachy ze wszystkich serii muszę powiedzieć, że gdybym nie usłyszał APEX'ów osobiście, to stwierdziłbym, że taki ruch ze strony tureckiego producenta jest kompletnie nierozsądny. Po co na siłę powiększać o kolejną serię zestaw dla rockowych drummerów? Jednak... miałem możliwość zweryfikowania osobiście swoich rozterek, co więcej - mogłem APEX'y porównać z posiadanymi we własnym arsenale blachami z innych serii... i powiem Wam jedno... Turcy wiedzieli co robią.
Do testów otrzymałem, następujące blachy: Hi-Hat AP-H 14", Ride AP-R 22", oraz 2 x Crash AP-C w rozmiarach 16" i 18". Same blachy określiłbym jako umiarkowanie ciężkie. Dla porównania blachy z serii Rock Beat Raw są od APEX'ów zdecydowanie cięższe.
Ride AP-R 22"
Ride APEX to twór, który powalił mnie na kolana. Można na nim robić istne cuda. Jego bardzo wielka główka ma przeszywający ping i wprost genialnie przebija się przez resztę zestawu oraz świetnie brzmi w kontekście zespołu rockowego. Reszta wypolerowanej części ride'a ma jasne, krystaliczne i bardzo wyraźne brzmienie - miód na uszy. Dalsza część blachy o klasycznym wyglądzie jest natomiast brzmiąca na tyle odmiennie, że ma się wrażenie grania na kompletnie innym talerzu. Otwiera to przed perkusistą szerokie horyzonty kreowania klimatu grając samą główką pałki. Ale na tym nie kończą się możliwości największego z czyneli.
Otóż Ride AP-R 22" skrywa jeszcze przed nami jedną, solidną zaletę, a mianowicie swoją krawędź, tak mocno grywalną, że z niepozornego ride'a otrzymujemy kolejny instrument, a ściślej rzecz biorąc - ogromny 22 calowy crash, na którym z powodzeniem możemy akcentować wraz ze stopą długie pauzy (bo umówmy się, wybrzmiewa on dosyć długo) lub jesteśmy w stanie uzyskać przyjemny pomruk crashując go. Powiem szczerze, rzadko trafia się taki kąsek, dosłownie 4 w 1.
Hi-Hat AP-H 14"
Hi-Hat APEX 14" to kolejny mocny punkt programu z testowanej serii. Dolna blacha jest gruba i ciężka, górna zaś jest zdecydowanie lżejsza i bardziej elastyczna. W połączeniu otrzymujemy ostry, przejrzysty, selektywny i krótki dźwięk, bez zbędnych przydźwięków i buczenia. Podczas próby z moim zespołem, koledzy przyznali, że cyknięcie z tego hi-hatu jest na tyle klarowne, że lepiej i równiej im się gra. Nie mogłem zaprzeczyć i wyprowadzać ich z tego przekonania, bo sam miałem wrażenie, że granie na nim daje mi poczucie większego zwarcia i punktualności.
Świetnym w tym zestawie dwóch talerzy była odpowiedź na dynamikę grania pałką. Ciche stukanie naprzemiennie z mocniejszym akcentem aż zachęcało do podgrywania i ćwiczenia funkowych rytmów. Jako, że na co dzień gram muzykę rockową, nie omieszkałem dać mu trochę do wiwatu i pograłem również na otwartym oraz półotwartym ustawieniu. Muszę przyznać, że i w tej roli APEX dał radę i wyszedł z tej opresji z podniesioną przyłbicą. Na tyle byłem zadowolony z brzmienia tego hihatu, że skorzystałem ze sposobności i nagrałem właśnie na nim gościnne partie dla jednego z poznańskich zespołów na ich płytę. 14" hihat miał jak dla mnie jedną wadę... grany nogą miał zbyt ciche cyknięcie i nie był tak wyrazisty jak grany pałką. Był zbyt niewyrazisty w tej roli.
Crash AP-C 16"
Crash 16" to najsłabsze ogniwo w testowanym secie, ale w żadnym razie nie jest to kiepska blacha - ot po prostu crash akcentowy. Fajnie się przebijał, brzmiał poprawnie, ale nie było w nim słychać tego, co oferowały pozostałe blachy z tej serii. Jak to się pisze w obecnych czasach, pomiędzy mną a crashem 16" nie było chemii. Blacha z pewnością miała szybki atak, z wybuchowym strzałem i krótkim sustainem, o jasnej barwie i nic poza tym.
Chyba oczekiwałem od niej więcej i lekko się zawiodłem, a jednak wciąż jako 16" talerz idealnie spełniał swoje funkcje szybkich i klarownych akcentów. Należy oddać rzeczonej, pukanej, szesnastce (upss, mam nadzieję, że nie zajmie się tym prokurator ;) ), że zdecydowanie nie miała gongowatego charakteru, którego wybitnie nie lubię w blachach tureckiego pochodzenia.
Crash AP-C 18"
Crash 18" był wisienką na torcie. Uwielbiam talerze akcentowe w tym rozmiarze. Dzięki sporemu gabarytowi właśnie ten crash z serii APEX pokazał szeroki wachlarz możliwości. Okazał się bowiem ultra dynamicznym narzędziem. Przepięknie i subtelnie grał muskany w krawędź pałką, by po chwili pod solidnym uderzeniem pokazać pazury, atak, bajeczne wybrzmienie i charakter godny najlepszych talerzy. Crashowanie na nim to poezja, więc od razu stał się głównym instrumentem w mocniejszych partiach granych przez mój zespół.
Mocne akcenty były nareszcie mocnymi akcentami. Blacha pozbawiona nieprzyjemnych rezonansów, spójna, przemyślana, wręcz nieskazitelna w brzmieniu. W zanadrzu miała jeszcze jedną ukrytą moc, o której przekonałem się w momencie, gdy za bębnami usiadł mój kolega po fachu, który stroni od ostrych rytmów. Na co dzień gra muzykę z pogranicza fusion, jazz i to on wydobył z niej tkliwą, delikatną i skrywaną przed mną nutę. Zagrał na tej blaszce jak na subtelnym ride'zie, wykorzystując jej potencjał i odsłaniając karty, które zdecydowanie poszerzyły zakres możliwości osiemnastki w moich oczach. Czytelny i klarowny ping główki, przyjemny i dyskretny sound pod wpływem grania tipem pałeczki spowodowały, że zakochałem się w tej konkretnej blaszce. Powiem więcej, ten konkretny model nie wrócił już do właściciela, gdyż postanowiłem zakupić go dla siebie, by powiększył mój prywatny arsenał oblachowania.
Podsumowanie
Reasumując, moją przygodę z serią APEX... Tak, są to zdecydowanie świetne talerze, tak, polubiłem je bardzo, tak, sprawdzają się w rockowej muzyce, ale ride i crash 18" z pewnością nadadzą się w szerokim spektrum muzycznych przestrzeni. Czy mogę je polecić? Muszę! Co niniejszym czynię, bo nie dosyć, że cena w porównaniu z blachami innych producentów jest naprawdę niska jak na jakość i brzmienie jakie otrzymujemy, dostajemy blachy z pełnoprawnego i szlachetnego stopu B20, to jeszcze dostajemy w pakiecie kreatywne narzędzia, a nie zwykłe talerze. Jedynie ta szesnastka taka nijaka...
Cena za Turkish Apex set: 2697 zł