WYWIAD: Andrzej Nowak | TSA, Złe Psy
Robienie muzyki to nie fabryka młotków Autor: Anna Konopka • 10 maja 2017- Ja się nie przebieram, nie udaję nikogo. Nie robię kompozycji na siłę lub z komputera żeby tylko nagrać płytę. Jeśli coś czuję, wtedy komponuję i to się dzieje pod wpływem chwili - opowiada Andrzej Nowak, założyciel i lider zespołów TSA i Złe Psy, który lada dzień wyda kolejną płytę.
Anna Konopka: Złe Psy szykują się do wydania trzeciego albumu. Po płytach „Forever” i „Polska (urodziłem się w Polsce)” będzie „Duma”. Wszystkie te trzy tytuły niosą silny przekaz. Z czego jesteś tak naprawdę dumny?
Andrzej Nowak: Musiałem dojrzeć do tej decyzji, żeby nazwać płytę „Duma”. Składa się na to wiele rzeczy: Polska, patriotyzm oraz moje odczucia dotyczące tego, gdzie byłem wychowywany z dziada pradziada. Śpiewam o tym w piosence, że nasza Polska jest najpiękniejsza i najukochańsza. To rodzaj podziękowania nie tylko moim rodzicom.
To jest inne rozdanie kart. Pokazałem to aranżami i kompozycjami, że nie tylko gram taką muzykę, z którą wszyscy mnie kojarzą. Faktem jest, że nagrałem z różnymi muzykami na całym świecie ok. 70-80 płyt długogrających. Zespoły, które założyłem, czyli TSA i Złe Psy, to skromny procent tego co udało mi się i miałem zaszczyt zrobić.
Z kim współpracę ceniłeś najbardziej, dlaczego była ona w jakiś sposób wyjątkowa?
Co jakiś czas w moim życiu się coś zmieniało - od USA, Kanady, Meksyk po Europę. Podczas tych podróży miałem okazję poznawać wybitnych aktorów i muzyków.
Kto Ci zapadł szczególnie w pamięć?
Na przykład Mickey Rourke, od którego mam parę pamiątek, Peter Fonda czy Bruce Willis, z którym oglądałem koncert The Rolling Stones.
W USA grałem też jako muzyk sesyjny od czasu do czasu. To stamtąd przecież przywiozłem obecnego basistę Scorpionsów, czyli Pawła Mąciwodę, który wtedy grał ze mną w TSA. Graliśmy w zespole m.in. z muzykami Living Colour.
Z Pawłem Mąciwodą dobrze się uzupełnialiście?
To był bardzo fajny czas. Paweł, to jeden z nielicznych basistów na świecie, z którym mi się znakomicie gra. Najważniejsze jest to, że on gra to co czuje, gra z sercem i wczuciem, a o to przecież w tym chodzi.
Zawsze powtarzam, że muzyka i kompozycje to nie jakaś fabryka młotków. To coś takiego co masz w środku i Paweł jest bardzo wrażliwym człowiekiem, chociaż na co dzień tego nie pokazuje. To przejawia się w tym, że jest znakomitym muzykiem.
Fot. Agata Władyczka
Czy współpraca z basistą Scorpinsów będzie miała kontynuację?
Paweł zaistniał już na naszej drugiej płycie „Polska”. Na najnowszym albumie gra jako znakomity gość . Co przyniesie przyszłość, to zobaczymy.
Czy fani mogą liczyć na wasz wspólny koncert?
Oczywiście jest taka szansa. Planujemy duży koncert Złych Psów jesienią w amfiteatrze w Opolu. W miarę możliwości zaproszę na ten show polskie i światowe sławy, więc będzie się działo.
Nie kusiło Cię pozostać w USA? Mieszkałeś tam spory szmat czasu…
Chyba z 17 lat z przerwami… To wciąż mój drugi dom. Miałem już prawie miesięczny bilet, latałem do Polski trzy razy w miesiącu razem z moim ukochanym psem, czyli Pinią, która przeżyła ze mną 18 lat - najbardziej rock and rollowym psem znanym na obu kontynentach.
Zresztą gitara zrobiona specjalnie dla mnie nazywa się Pinia i ma numer 001. Gdy tak latałem do Polski, to panie stewardessy stale żartowały „czy pani Pinia leci z panem” (śmiech). Zawsze jednak pamiętałem, że jestem Polakiem.
W jednym z ostatnich wywiadów słyszeliśmy prapremierowo m.in. utwór - „Polak” (Potęga istnienia)”. Mówiłeś, że to piosenka dedykowana rodzicom. Jakie odebrałeś wychowanie, jak wspominasz dzieciństwo?
Myślę, że ten tytuł jest dość wymowny, wiele mówi, to słychać w pierwszych słowach tej piosenki. Mając cztery lata stałem na baczność i recytowałem mój pierwszy wiersz „Kto ty jesteś? Polak mały”, tak jak w mojej piosence. Pamiętam tę sytuację, tak jakby było to wczoraj.
A to, że byłem wychowywany w tym duchu polskości, to wszyscy wiedzą… Od mojego dziada, pradziada, babci, mamy, ojca. Polska dla mnie jest jedyna i ukochana. Jaka była, taka była, ale to nasza ojczyzna.
Czy to jest może związane z tym, że Twoi przodkowie brali udział w ważnych dla Polski wydarzeniach?
Moi pradziadowie po powstaniach emigrowali do Stanów, zresztą jeden jest uwieczniony na Statule Wolności. Od Piłsudskiego po II wojnę światową moja rodzina walczyła między innymi po to, żebym ja żył i czuł się dobrze. Za to im jestem wdzięczny. Bóg, honor, ojczyzna to idea, którą ja kontynuuję.
Nawet dziadek mojej żony był powstańcem warszawskim. To są już tradycje głęboko zakorzenione. U nas w domu w święta czy przy obiedzie w ogóle nie mówi się o tzw. rzeczach błahych. Każdy obiad to takie mini spotkanie rodzinne, gdzie refleksje na temat naszej przeszłości i przyszłości zawsze są poruszane. To mnie cieszy, że jednak ci ludzie żyją tą tradycją.
Jeżeli my przestaniemy się interesować historią i naszą piękną polską tradycją, możemy doprowadzić do czegoś niedobrego. Naród, który nie zna swojej historii zaczyna iść w złą stronę. Historia to te drzwi, które otwierają się dla każdego, kto kocha swoją ojczyznę.
Fot. Agata Władyczka
W powstanie tego utwory zaangażowane były dzieci ze szkoły nr 11 im. Orląt Lwowskich w Opolu, czyli Twojej byłej szkoły. Skąd ten pomysł? Młodzi wokaliści się sprawdzili?
Skoro ja potrafiłem mówić wiersz, więc wpadłem na pomysł, że uczniowie szkoły, której jestem absolwentem, mogą zaśpiewać w moim utworze. Dzieciaki opanowały studio i zaśpiewały przepięknie. Dodam, że nie było żadnych prób. To był jeden wielki taniec, śmiech, radość i piękne dźwięki!
O tym, że warto wierzyć w marzenia traktuje też utwór „Wiara i moc”, którego teledysk pokazuje, że droga na scenę młodego fana gitary, może być prostsza niż nam się wydaje. A jakie były Twoje pierwsze wielkie marzenia?
Mnie wychowywał Tadeusz Nalepa, mieszkaliśmy nawet spory czas pod jednym dachem. On traktował mnie jako drugiego syna, a ja traktowałem go jako drugiego ojca. Powtarzał mi, żebym się patrzył, uczył i nie mówił za dużo, że przyjdzie na mnie kolej i będę liderem. Wychowywał mnie nie tylko jako muzyka, doradzał mi w wielu sprawach.
Chciałeś pokazać dzieciakom świat studia nagraniowego od kuchni, zaszczepić w nich być może żyłkę do muzyki?
Tadek był takim dobrym guru, który wyłapywał ludzi, którzy później stali na dużej scenie, on zawsze otaczał się artystami. Zawsze będę mu wdzięczny za to, kim dzięki między innymi niemu jestem.
Myślę, że teraz przyszła moja kolej, na takiego „tatę Nowaka”, który coś podpowie młodym, zachęci ich do działania. Nawet w zespole tak mnie traktują (śmiech).
Akcenty związane z tym, gdzie się rodzimy i wychowujemy wybrzmiewają również w utworze „Dzieci miasta”. Chcesz przypomnieć wszystkim, że korzeni nie da się wymazać, one nas „naznaczają” w jakiś sposób?
Większość z nas miała swój ulubiony murek, trzepak, podwórko - taki mały świat, który się potem przeistoczył w duże istnienie. Wszyscy jesteśmy takimi „dziećmi miasta”. Wszystko jedno czy mieszkamy w mieście, pod miastem czy na wsi. To ogólne stwierdzenie.
Takim Twoim miejscem jest Opole. Nie kusiło Cię przenieść się dalej, do miasta większego, nowocześniejszego?
Mieszkałem jakiś czas w Warszawie. Zmusiła mnie do tego właściwie muzyka, zawód jaki wykonuję, ale po jakimś czasie przestała mi imponować zatłoczona ulica, tłok, bankiety. Powiedziałem sobie „Stary wyluzuj, odpocznij”. Teraz liczy się wieś, spokój, zwierzęta i dużo muzyki. No i moja pasja - motocykle.
Pamiętasz ten pierwszy szczególny motocykl?
To był szary Komar, na którego posadził mnie mój tata. Uwielbiam go do tej pory. Oczywiście na wyspie Bolko [część Nowej Wsi Królewskiej, dzielnicy Opola, red.], musiałem się jak zwykle popisać i gaz zamiast zamknąć, to odkręciłem… Wjechałem na nasyp Odry, Komar się wywrócił i spalił, a ja zostałem z „przepiękną” blizną, która do dziś mi przypomina o pierwszej jeździe.
Fot. Agata Władyczka
Co Cię zachwyca w motorach?
Przewinęło się przez moje ręce już kilkaset motocykli, przy okazji sporo samochodów i ciężarówek wojskowych. Nie interesują mnie tyle militaria, co ich historia.
No nowej płycie mamy też wyjątkowy głos żeński Karo Glazer. Jak nawiązała się ta współpraca?
Właściwie to śpiewają dwie Karoliny, jedna głównie w chórku, znakomita wokalistka. A Karo Glazer to światowej sławy wokalistka, która w końcu zaśpiewała po polsku.
Wiemy, że nowym basistą zespołu jest Wojciech Pilichowski.
Wojtka Pilichowskiego uważam za jednego z najlepszych basistów wszechczasów i nie chodzi mi tutaj tylko o Polskę, to nie jest tylko moje zdanie. On i Paweł Mąciwoda są to jedyni basiści, którzy jako Polacy są kojarzeni wszędzie na świecie - od Japonii po Paryż.
Znamy się z Wojtkiem od lat, nagraliśmy parę rzeczy ale teraz dojrzeliśmy do tego, żeby nagrać całą płytę. Big band, klawisze oraz inne instrumenty znakomicie teraz ze sobą współpracują. Kilkanaście osób całej orkiestry stanowi całość łącznie z chórem, chórkami i wokalami, a o to mi chodziło. Taka płyta była moim marzeniem, które się w końcu spełniło. Wojtek Pilichowski jest już na stałe w składzie zespołu.
Sam stworzyłeś muzykę, teksty i aranże. Płyta rodziła się jakiś czas, ale z pewnością masz jakieś patenty, które przyświecają Ci przy pracy. Zdradź kilka.
Ja się nie przebieram, nie udaję nikogo. Nie robię kompozycji na siłę, z komputera żeby tylko nagrać płytę. Jeśli coś czuję, komponuję i to się dzieje pod wpływem chwili - tak powstaje piosenka.
Ten projekt powstawał faktycznie jakiś czas, to była szczególnie długa praca w studiu. Z efektów jestem naprawdę dumny. Przez płytę przewinęło się kilkudziesięciu gości! Od realizatorów, instruktorów, orkiestrę, klawisze, dęciaki aż po wokalistów.
Wszystkie utwory na płycie śpiewasz po polsku. Nie kusiło Cię wprowadzenie choć jednej piosenki w języku angielskim?
To nie byłby kłopot, ale to niepotrzebne. Mamy tyle problemów oraz przede wszystkim fajnych rzeczy do przekazania… Nie chcę śpiewać o zarzyganych ulicach i o tym, że u nas jest źle. Nie chcę narzekać, tylko opowiadać o tym, że jestem Polakiem, mamy piękną ojczyznę, historię i że cudowni ludzie nas otaczają.
Optymistyczna postawa to więc priorytet?
Cały czas! Jeśli będziemy inaczej myśleć, to nas to zeżre. Zobacz, że jak się uśmiechasz, to wszyscy cię lubię.
Pamiętamy, że sens życia i radość sprawia Ci gra. Można powiedzieć, że jesteś wprawionym wyjadaczem, a gitara chyba nie ma przed Tobą tajemnic. Czy ćwiczysz w ogóle?
Dostałem chyba po prostu taki dar. Czuję, że coś takiego fajnego stało się kiedyś w moim życiu, że wziąłem do ręki gitarę. To się stało także dzięki Apostolisowi Anthimosowi z SBB, który przed amfiteatrem w Opolu powiedział mi, kiedyś: „Nowak, ty nie jesteś klawiszowcem, ty jesteś gitarzystą”.
Gdy już wspominamy Opole i festiwal piosenki, co sądzisz o pomysłach z na koncert z muzyką disco polo na KFPP.
Jestem z daleka od tej muzyki, nie rozumiem jej, ale nie neguję. Nie można negować jakiejś muzyki, bo akurat ja gram coś innego.
Jeśli ta muzyka podoba się komuś, to trzeba to uszanować. Uważam, że jeśli na festiwal powróciłby koncert „Rock w Opolu”, taki jak był przed laty i zaprosimy naszych wielkich rockowych muzyków do Opola, to dlaczego nie spróbować?
Ja jestem eksperymentatorem i podczas moich podróży po świecie włączałem ludziom disco polo. To zadziwiające, ale tej muzyki nie zrozumie nikt inny poza Polakami, reszta nie wie co z tym robić (śmiech). Z disco polo nie jest tak jak na przykład z muzyką latynoską, czy tradycyjną muzyką afrykańską, że ona trafia do wszystkich…
A wracając do gitary. Możesz coś polecić miłośnikom tego instrumentu?
Obecnie jestem endorserem firmy Hagstrom na świat. Ta firma zgłosiła się do mnie kilka lat temu i to było niezwykłe wyróżnienie. Pod moją jurysdykcją przez rok tworzono nową gitarę: tłumaczyłem jaki ma być gryf, jakie drewno, jaka waga… Ta gitara wyszła znakomita.
Hagstrom to firma z wielką historią, on był na początku. Grały na niej chyba wszystkie sławy, m.in. Elvis Presley, gitarzysta AC/DC. Dopiero później był Gibson. Dziś Hagstrom to wciąż ekskluzywna firma światowa. Ostatnio wyprodukowali 200 gitar i rozdali je najlepszym według ich zdania muzykom. Jedna z nich trafiła do Polski, właśnie do mnie. Takie rzeczy naprawdę cieszą.
Jakbyś opisał brzmienie tych gitar sygnowanych Twoim nazwiskiem?
Ja gram z ręki, nie używam żadnych „przeszkadzajek”. To co wygram palcami, ta gitara oddaje. Zdaję się na instynkt, wyczucie, serce i ludzi z którymi pracuję.
Z tego co się orientuję cenisz wzmacniacze gitarowe Laboga. Za co?
Po pierwsze to polskie wzmacniacze. Jak byłem młody zawsze marzyłem żeby grać na Labodze, ale nie było mnie na to stać. Grałem na jakiś podróbkach Marshalli, potem zapomniało się o Labodze.
Jakiś czas później usłyszałem znów te wzmacniacze i wbiło mnie w ziemię. One grają przepięknie i tak mi pasują ponieważ moja gitara z nimi nie wygrywa dźwięków - tylko zaczyna śpiewać. Gdy instrument śpiewa i ma siłę przekazu, to wiadomo, że to instrument Andrzeja Nowaka. To polskie wzmacniacze i to powód do dumy.
Laboga to obecnie najwyższa światowa półka, nie chodzi tylko o klasę, ale i o cenę. To trzeba powiedzieć. Ludzie w Polsce nie wiedzą, że pan Laboga w kraju sprzedaje tylko 3% swoich wzmacniaczy, a reszta to Japonia, Niemcy, Francja, USA, Anglia, czy Brazylia, czyli kolebka heavy metalu.
Ile masz gitar?
Kilkadziesiąt w tym ok. 30 gitar polskich. Lubię je i kolekcjonuję. Nigdy nie sprzedaję gitar, bo to to moje życie. Chcę mieć ich jak najwięcej. Jak zobaczę jakąś gitarę i nie mogę jej mieć to bardzo cierpię (śmiech)!
Moja ukochana marka to Hagstrom. Pozostałe wszystkie lubię, nie mogę wskazać drugiej czy trzeciej, bo któraś się obrazi (śmiech). Gitara to nie jest tylko kawałek drewna z drucikami. Każda ma swoją duszę.
Natomiast mam taką jedną gitarę na co dzień, z którą zawsze mogę się porozumieć. To jest moja Pinia o numerze 0001.
Dziękuję za rozmowę.
ZŁE PSY GRAJĄ W SKŁADZIE:
- Andrzej Nowak - wokal, gitara
- Jacek Kasprzyk - gitara
- Wojtek Pilichowski - gitara basowa
- Michał Bereźnicki - perkusja
- Krzysztof Alladyn Imiołczyk - klawisze