WYWIAD: Wera & Rudy | ToteM
Death metal to nie zabawa dla dziewczyn Autor: Monika Matura • 22 stycznia 2015
Wraz z początkiem lutego muzycy ToteM wyruszają wraz z Jinjer w trasę koncertową po polskich miastach, przyszłe wydarzenia stały się przyczyną do przeprowadzenia poniższego wywiadu.
Monika Matura: Wera masz niesamowity wokal, growl to jedno, ale to w co się zmienia gdy śpiewasz „normalnie” chodziłaś na lekcje śpiewu czy może jesteś samoukiem?
Wera: Dzięki za dobre słowo, nie pobierałam niestety żadnych nauk tajemnych operowania strunami głosowymi, a przydało by się, oj przydało. Parę lat temu przez przypadek zapisałam się jedynie na warsztaty wokalne prowadzone przez muzyków Piwnicy pod Baranami i tam nauczyłam się kilku przydatnych ćwiczeń oddechowych oraz prostych rozgrzewek wokalnych i w sumie to by było na tyle. Growlo-screamów uczyłam się tak naprawdę na własnych błędach co zwykle skutkowało kilkudniowa chrypą i trochę czasu upłynęło zanim znalazłam swój sposób na „śpiewanie” bez uszkodzeń. Kilka osób podpytywało mnie o różne wskazówki i porady dotyczące growli niestety nie jestem w stanie wytłumaczyć w jaki sposób ustawić sobie wszystkie niezbędne elementy, tak aby wydobyć z siebie dany dźwięk.
Z racji Waszej ponad dekadowej obecności na metalowej scenie, chcę Was zapytać o Wasze spostrzeżenia dotyczące jej kondycji?
Rudy: Polska scena, bo chyba o nią pytasz, jest moim zdaniem bardzo niedoceniana. Jest mnóstwo, naprawdę mnóstwo bardzo dobrych zespołów, które znam i które grają od kilkunastu lat, a których twórczość, mierzona obecnie wyświetleniami na YT lub „lajkami” na FB nie dociera do większego grona odbiorców. W głowie mi się nie mieści, że zespół, pomińmy nazwę, grający świetną muzę na najwyższym poziomie, brzmiący zawodowo, istniejący kilkanaście lat, w dorobku ma kilka płyt, gromadzi na koncercie w Krakowie 30 osób, a teledysk na YT nie przekracza 30 000 wyświetleń. Z drugiej strony jest oczywiście kilka wiadomych polskich zespołów w światowej czołówce. Moim zdaniem za mało. Mamy potencjał, a nie mamy jak go wypromować. Może brakuje w Polsce wytwórni o odpowiednich, międzynarodowych ambicjach? Z przyjemnością słucham też świetnych zespołów młodych, tworzących od roku, czy kilku lat, którym udaje się jakoś przebić i zagrać upragniony koncert jako support przed większą gwiazdą. Mam nadzieję, że jednak coś się jeszcze zmieni.
Na co dzień pracujecie i zajmujecie się naprawdę różnymi rzeczami, a czy kiedykolwiek przez głowę przeszła Wam myśl o to, by utrzymywać się z muzyki?
Wera: Tak, jak mieliśmy po 17 lat [śmiech] - rzeczywistość szybko zweryfikowała marzenia aczkolwiek pofantazjować zawsze można. Tworząc muzykę i grając w zespole każdy chyba z tyłu głowy ma wizję grania światowych tras koncertowych gdzie na twoje gigi przychodzą tysiące ludzi i zarabiasz mnóstwo hajsu na wszystko czego tylko zapragniesz….no ale wróćmy na ziemię… Jedyną rzecz, którą obiecaliśmy sobie jakiś czas temu, to jeśli ktoś z nas wygra w totka to jedną bańkę przeznaczymy na wykupienie kilku dużych tras na całym świecie.
Wera, zaintrygowało mnie, że w jednym z wywiadów na pytanie dotyczące wokalistek, które cenisz wymieniłaś Bjork, Brodkę i Gabę Kulkę, dlaczego? Słuchasz tak różnorodnej muzyki, czy wynikało to z czegoś innego?
Wera: Wszyscy w Totemie słuchamy naprawdę różnej muzyki od jazzowo-blusowych rytmów przez dobry pop, rock, metal , disco do electro-trans, nie wspominając o rodzimym disco polo w doskonałym wydaniu Braci Figo Fagot. Jeśli chodzi o Bjork to moja miłość wokalna od początków szkoły średniej, swego czasu „homogenic” kręcił się u mnie w odtwarzaczu non stop, dalej jest to dla mnie guru wokalne na równi z Mikiem Pattonem zaraz obok Tom Araya i Max Cavalera. Brodka, Gaba Kulka, Julia Marcel robią naprawdę kawał dobrej polskiej muzyki i lubię sobie od czasu do czasu poobcować z głosami tych oto pań. Brodkę szczególnie uwielbiam na „żywo”, każdy koncert jest skonstruowany zupełnie inaczej, za każdym razem przerabiane są nieco aranżacje poszczególnych utworów i wraz z kolorową oprawą sceniczną tworzą bardzo przyjemnie energetyczny klimat.
Nie mogę się powstrzymać więc: Wera jak długo zapuszczałaś dredy?
Wera: Hmmmm… niech policzę… już ponad 13 lat, kilka razy zastanawiałam się czy ich nieco nie skrócić ale na myśleniu zwykle się kończy… na razie.
Pochodzicie z Bukowna, ale zdaje się, że obecnie mieszkacie w Krakowie. Czy grywacie koncerty w swoim mieście? Czy ludzie kojarzą Was tam jako członków Totem?
Wera: Tak naprawdę Totem w tej chwili to Kraków, Olkusz, Sosnowiec i Chorzów. W Bukownie bywamy ostatnio naprawdę rzadko, w wakacje częściej. Mieszka tam jednak dużo naszych znajomych i rodzinka, którzy poprzez portale społecznością wiedzą, że Totem istnieje i śledzą co mniej więcej porabia. Nauczyciele oraz sąsiedzi przygodnie spotkani gdzieś na zakupach zwykle podpytują co słychać i czy jeszcze gramy więc nie jest tak źle. Jeśli już organizujemy koncert w rodzinnych okolicach to bardziej jest to oddalony o około 10km od Bukowna Olkusz.
W jednym z wywiadów kilka lat temu mówiliście o tym, że Wasz drugi krążek nie jest do końca spójny i że wiele czasu minie nim wypracujecie formułę która będzie specyficzna właśnie dla Was. A jak dzisiaj czujecie się w tym aspekcie, uważacie, że wytworzyliście „własną markę”?
Rudy: Trudno mówić o własnej marce, to chyba jeszcze jednak przed nami. Wydaje mi się, że zespół krzepnie tak naprawdę gdzieś około trzeciej oficjalnej płyty. Jeżeli przyjmiemy, że pierwszy nasz album „Intro” z 2002 był wydawnictwem nieoficjalnym, podziemnym, to najbliższa płyta (trzecia oficjalna) będzie ewentualnym wyznacznikiem tej tak zwanej „marki”. Jak będzie, zobaczymy, ale nowe numery zapowiadają się obiecująco. Resztę zweryfikują słuchacze, „kliknięcia”, a potem frekwencja na koncertach.
Niektórzy nazywają metal światem zdominowanym przez mężczyzn, Wera, jak się w nim czujesz jako kobieta?
Wera: Haha przy okazji tego typu pytań zawsze przypomina mi się wypowiedź anonimowego fana ciężkich dźwięków na forum Sceptic w czasie kiedy zaczynałam grać z chłopakami w zastępstwie Marcina Urbasia, uwaga cytuję: „death metal to nie zabawa dla szparek…” - do tej pory mamy z tego ubaw. Tak na serio to czuję się całkiem nieźle, wychowałam się w męskim towarzystwie i już jakoś mi tak zostało. Obecnie pracuję jako inżynier, gdzie w większości ten świat opanowany jest przez mężczyzn i nie mamy niestety zbyt wielu babeczek w szeregach, choć na szczęście pojawia się ich coraz więcej, również na metalowej scenie – żeby daleko nie szukać na przykład w Jinjer.
Czy nadal udzielacie się w kilku zespołach?
Wera: Tak, jak najbardziej - Wojtek nasz basman wywodzi się z sosnowieckiego Frontside i to jest jego priorytetowy band. Homik obecny perkusista ma swój rodzimy death-corowy zespól Psychotic Vilence, z którym gra dość sporo koncertów w Polsce i nie tylko. Jeśli chodzi o mnie to nadal trzymam się z chłopakami ze Sceptic. Próby i koncert gramy obecnie bardzo rzadko ale to nie oznacza, że rezygnujemy z muzykowania. Hiro trzyma wszystkich w kupie i dzięki temu powstają nowe numery (powoli, a i owszem ale jednak) i już niedługo mam nadzieję uda nam się wypuścić kilka nowości.
Koncertowaliście na Ukrainie, jak przyjmują Was nasi wschodni sąsiedzi?
Rudy: Koncerty na Ukrainie wspominamy bardzo miło. Przejechaliśmy ten kraj wzdłuż i wszerz, poznaliśmy mnóstwo sympatycznych ludzi. Raczej nie było sytuacji, jaka w Polsce się coraz częściej zdarza, że właściciel klubu liczy tylko na zysk z baru czy z biletów, a po koncercie każe się szybko zabierać, bo chce zamykać i iść do domu spać. Tam po większości koncertów, nawet w środku tygodnia, czekał na nas poczęstunek, czasem nawet przygotowany przez panie, powiedzmy w wieku koło 50tki, które okazało się, że są mamami członków jednego z supportów. Bardzo często imprezy po koncertach, tak zwane afterki, przeciągały się do późna. Widać, że wszyscy się cieszyli, że coś się dzieje, i że komuś chciało się przyjechać tys. km lub więcej i zagrać. O tą życzliwość w Polsce nie jest tak łatwo, aczkolwiek są jeszcze nieliczne tego typu miejsca.
Okres czasu pomiędzy nowymi albumami jest spory, z czego to wynika?
Rudy: Jakoś tak to już z nami jest, że między jedna a drugą płytą musi upłynąć te 4-5 lat. 14 lat temu, gdy zespół powstawał , część szła na studia, część kończyła, ktoś rozpoczął doktorat, potem ktoś założył firmę, ktoś wyjechał za granicę na jakieś stypendium czy staż, ktoś rozpoczął pracę w innym mieście, i tak jakoś na przestrzeni tych lat, te poza zespołowe zajęcia okazywały się na tyle pochłaniające, że nie zawsze był czas, żeby się spotkać i stworzyć coś nowego. Oczywiście to w pewnym momencie okazuje się frustrujące, wtedy mobilizujemy się i robimy nowe numery.
Zespołowo spędziliście ze sobą 12 lat, nie miewacie siebie dosyć?
Rudy: Oj nie, choć życie pokazało, że jeden skład nie jest wieczny. To już jest nawet nie 12 lat a 14, jeżeli przyjmiemy, że zespół powstał na początku 2001 roku. Część członków kapeli znało się nawet wcześniej, bo jeszcze od czasów podstawówki lub liceum. Ostatnio doszło, z różnych powodów, do pewnych roszad w ekipie. Na basie od dwóch lat gra Wojtek z Frontside, a za garami od roku jest najmłodszy w ekipie Homik.
Często w wywiadach wspominacie o łączących Was przyjacielskich zażyłościach, działacie bardziej na zasadzie grupki przyjaciół czy zespołu?
Wera: Totem to banda ziomków z nieuleczalnym zespołem produkowania niepokojących dźwięków. Jak już wcześniej wspomniałaś nie utrzymujemy się z muzyki więc jest to dla nas niesamowita odskocznia od codziennych obowiązków i pretekst do tego aby się spotkać, pogadać o głupotach i przy okazji pohałasować.
Kiedy możemy spodziewać się nowego albumu?
Wera: Niebawem…na pewno nagramy co nieco w tym roku ale będzie to coś bardziej na kształt EPki niż pełnowymiarowego albumu. Wszystko wyjdzie w trakcie. Dzierż ma sporo pomysłów na nowe kawałki musimy jednak spotkać się wszyscy razem i popracować nieco nad efektem końcowym, co nie jest takie łatwe ponieważ ciągle jesteśmy w rozjazdach.
W lutym będziecie koncertowali z Jinjer, skąd pomysł wspólnej trasy?
Rudy: Muzykę zespołu Jinjer poznałem przypadkiem ze dwa lata temu. Od razu przyszła mi do głowy myśl , że ze względu na Werę i Tatianę, wspólny występ Jinjer i Totem byłby ciekawym wydarzeniem. Niestety wtedy szukaliśmy nowego perkusisty i jakoś ostatecznie ten pomysł wyleciał mi z głowy. Parę miesięcy temu Jinjer szukało kogokolwiek, kto zorganizowałby im koncerty w Polsce. Ktoś dał im namiar do nas i dostaliśmy mail z propozycją. Wymieniłem kilka maili z Eugene-ich basistą i od razu zaiskrzyło. Zapytałem Michała z Iron Realm Productions czy podjąłby się organizacji i zgodził się bez wahania. Na razie są to tylko cztery koncerty, ale nie chcę zapeszać, być może wkrótce będzie kolejna odsłona tej traski i kolejne miasta.







